Michał Kulenty Quartet POLSKA

005 So Records

Wojciech Niedziela
piano
Jacek Niedziela
bass
Wojciech Kowalewski
drums
Michał Kulenty
saxophones, flute, ocarina, piano

 

Produced by Stanisław Sobóla
Recorded October 1990 at Studio PR M1
Recorder Engineer: J. Szymański, W. Walczak
Cover photo: Jan Bebel, Tomasz Bereska
Design: Darek Adamski
special USA & Japan edition

SIDE A

  1. Poszedł Jasio na wojnę 6’29 ジャシオは戦争に行った
  2. Przypowieść 10’36 たとえ話

SIDE B

  1. Bajka dla Marysi 9’21 マリーシアのためのおとぎ話
  2. The Peacocks 10’53 ピーコックス

SIDE C

  1. Polonez 2’17 ポロネーズ
  2. Opowiadanie 6’32 話
  3. Kujawiak 6’43 クジャウィアク

SIDE D

  1. Chleb na pustyni 7’27 砂漠のパン
  2. Misja 5’58 ミッション
  3. Polska* 4’19 描かれた鳥

BLACK VINYL LP, 180 gram, Gatefold
· 200 copies for Club Members
· Alternative Cover / dedicated extra packaging
· Hand-numbered
· 30 X 30 cm with cover envelope
Price: 180 PLN
EAN 5905523872668

BLACK VINYL LP, 180 gram, Gatefold, Japan Edition | OBI
· 50 copies for auction sites Allegro, Discogs e.t.c
· Alternative Cover / dedicated extra packaging
· Hand-numbered
· 30 X 30 cm with cover envelope
Price: 250 PLN
EAN 5905523872668

fot. Piotr Kłosek

„Polska” to dla mnie jedna z najpiękniejszych płyt nagranych w tym kraju. Nie tylko dlatego, że każdy z tematów i każdą z improwizacji można zaśpiewać jak piosenkę. Głównie dlatego, że ten album demitologizuje szorstką niedostępność polskiego folkloru. Przybliża go światu, a co ważniejsze, nam samym, którzy naprawdę wiemy o tej muzyce tak niewiele.

Wiadomość przyszła niespodziewanie. Polonia Records wydaje pierwsze, dziś już historyczne nagrania kwartetu, którym w 1990 r. dowodził Michał Kulenty. Ten zespół dziś koncertuje rzadko. Przeszedł do szeptanej legendy jako część najciekawszej sztuki ostatnich lat w Polsce. Tamten wieczór, jesienią 1990 r. w warszawskim studio M1 przy Myśliwieckiej zdarzył się tylko raz. Muzycy byli w znakomitej formie. Decyzja Stanisława Sobóli, by ten wieczór zatrzymać na zawsze daje nam jedyną szansę poznania tej muzyki.
Płyta, którą mają państwo przed sobą, zawiera, jak wspomniałem nagrania archiwalne. Ich kompozytor, Michał Kulenty nie ogląda się wstecz. Jest już dalej, czy może raczej – gdzie indziej, bo muzyka sprzed trzech lat pozostaje w swoim gatunku doskonała. Kulenty ma dziś lat 37. Ostatnio poświęcił, wiele czasu na pracę nad muzyką filmową i teatralną. Komponuje utwory o tematyce religijnej. Jest jednym z twórców programu radia ogólnopolskiego, cenionym muzykiem studyjnym i koncertującym. Jest wszechstronny. Kończy dwie uczelnie W zwariowanym 1980 r. – Wydział Filologii Polskiej na Uniwersytecie Warszawskim (specjalność – film) i pięć lat później klasę saksofonu w Akademii Muzycznej w stolicy. Ta wielość i różnorodność zainteresowań będzie charakterystyczna dla jego twórczości. Jako muzyk wykształcony na repertuarze klasycznym Kulenty współpracuje z orkiestrami symfonicznymi. Jest wybitnym interpretatorem muzyki współczesnej na saksofon.
Trwale wiąże się z Warszawską Filharmonią Narodową. Ma w swojej biografii serię prawykonań utworów współczesnych kompozytorów polskich i światowej sławy. Gra na międzynarodowych festiwalach jazzowych w Kaliszu, na Jamboree, podczas Jazzu nad Odrą we Wrocławiu, czy wreszcie na słynnych festiwalach nowej muzyki, jak salzburski Aspekte. W latach 80. Kulenty gra w sekcjach saksofonów najlepszych polskich big bandów pod kierownictwem Pieregorólki, Fiałkowskiego, Maliszewskiego czy Kukli. Z radością bawi się
muzyką popularną w zespole Piotra Szczepanika, eksperymentuje z aparaturą midi w swoim domowym studio, sam nagrywa kompozycje na dziewięć saksofonów, pisze poezję. Podczas podróży po całym świecie Kulenty spędza kilka miesięcy w Stanach Zjednoczonych. W Niemczech poznaje Eddie Harrisa, jednego z najlepszych żyjących saksofonistów jazzu.
Michał Kulenty jest jednak – podobnie jak jego mistrz Eddie Harris artystą bezkompromisowym. Nie ulega sugestiom producentów, którzy chcieliby zmieniać styl jego muzyki zgodnie z oczekiwaniami wielkiej widowni, nie zabiega o kolejne koncerty festiwalowe. Poświęca czas samej muzyce. Kompozycje sprzed trzech lat spięte wspólnym tytułem „Polska” składają się na pierwszą płytę autorską Michała. Czy jest to muzyka jazzowa, jak można by wnioskować z doboru instrumentów. Dla teoretyków orientacji Stanleya Croucha, którzy za nieodzowne elementy jazzu uznają blues i swing raczej nie. Jest wszelako element trzeci, obecny w sztuce Ellingtona i Armstronga, kluczowy dla muzyki Jana Garbarka, dla pianisty Michela Camilo, dla artystów takich jak Paco de Lucia, Dino Saluzzi, Shankar czy wreszcie dla Chopina, Bartoka czy Villi-Lobosa. Tym elementem jest tradycja muzyki ludowej ich starego kraju. Tradycja, którą uszlachetnia akademicki warsztat, współczesne instrumentarium i techniki nagrania, sztuka improwizacji i co najważniejsze wyobraźnia muzyków. Album „Polska” Michała Kulentego wraca do sztuki ludowej. Tego łagodnego, słowiańskiego zaśpiewu, którego siła tkwi w ujmującej prostocie. Ale każe słuchać go inaczej. Ze świadomością, że od tamtej pory, kiedy Oskar
Kolberg zebrał i spisał swój skrzący bukiet starych polskich melodii – zdarzył się John Coltrane, Brandford Marsalis i jego saksofon sopranowy, wielcy pianiści jazzu i pierwszy, wpół funkowy kwintet Wyntona Marsalisa.
Kulenty odrzuca uprzedzenia wobec surowości polskiego folkloru i tworzy własny muzyczny język. Znam niewiele płyt tak bardzo osobistych, tak innych, tak charakterystycznych. Ten język to stopniowe, cierpliwe sięganie w głąb prościutkiego, stylizowanego tematu ludowego (jak w Poszedł Jasio na wojnę, w tańcach: kujawiaku, polonezie czy w Bajce dla Marysi), by doprowadzić do rytmicznego, harmonicznego i melodycznego wyrafinowania nie tracąc nic na komunikatywności. Jedynym standardem na tej płycie, który wskazuje na związek z muzyką Amerykanów jest ballada Jimmy Rowlesa The Peacocks. Interpretacja bliska w nastroju kompozycjom Kulentego ustępuje chyba tylko 16 minutowej wersji Branforda Marsalisa z Herbie Hancockiem przy fortepianie.
Michał Kulenty uważnie dobierał muzyków do swojego kwartetu. Wojciech Niedziela, finalista Międzynarodowego Konkursu Fortepianowego im. Theloniousa Monka w Waszyngtonie od
dziesięciu lat dowodzi własnym zespołem. Jego New Presentation to w polskim jazzie czołowe akustyczne combo. Pierwsza płyta New Presentation w kwintecie: Lonesome Dancer została uznana Jazzową Płytą Roku 1990 w ankiecie Jazz Top. Z bratem, kontrabasistą i kompozytorem Jackiem Niedzielą są wykładowcami w Akademii Jazzu w Katowicach. Rozumieją się wpół dźwięku tak, jak rozumieć się mogą jedynie bliźnięta. Ich muzyka ma wspólny puls. Wojciech to mistrz szerokiej harmonii, długiej romantycznej frazy w partiach solowych i misternego detalu w akompaniamencie. Jacek gra z lekkością właściwą gitarzystom, ale zarazem z tonem głębokim i delikatnym, przyjętym ze szkoły Eddie Gomeza. W improwizacjach rozwija linię tematu, opisuje pierwszą melodię, raczej opowiada historie, niż chce popisać się świetną techniką. Obaj bezcenni w balladach, choć na Jacku spoczywa odpowiedzialność za funkowy nerw większości utworów. Wojciech Malina Kowalewski spina całość grą oszczędną, stylową, zestrojoną idealnie z pozorną prostotą muzyki Kulentego.
„Polska” to dla mnie jedna z najpiękniejszych płyt nagranych w tym kraju. Nie tylko dlatego, że każdy z tematów i każdą z improwizacji można zaśpiewać jak piosenkę. Głównie dlatego, że ten album demitologizuje szorstką niedostępność polskiego folkloru. Przybliża go światu, a co ważniejsze, nam samym, którzy naprawdę wiemy o tej muzyce tak niewiele.

Marcin Kydryński 1993 r.