Krzysztof Herdzin W ulewie chopinowsko-jazzowych płyt, jaka spada nam na głowy po pierwszym sukcesie Andrzeja Jagodzińskiego, ta właśnie jest szczególnie szczególna, przy czym ta szczególna szczególność na pewno ucieszy jazzowych fanów, natomiast ci, którzy traktowali Chopina jak świętość nie podlegającą żadnym modyfikacjom, będą wreszcie mieli okazję, aby dać upust protestom. W całej bowiem tej chopinowskiej różnorodności nie potraktowano jeszcze wielkiego Fryderyka podobnie obcesowo. A były już różne klucze i podejścia, każde na swój sposób inne. Zachłysnęliśmy się tym jazzowym Chopinem tak gwałtownie, że już poczęły się odzywać sporadyczne głosy wzywające do umiaru. Cóż, kiedy na takie właśnie koncerty tłum wali drzwiami i oknami, a płyty [przynajmniej niektóre z nich] rozchodzą się jak ciepłe bułeczki... »